Królestwo Popiołów - finał serii Szklanego tronu Sarah J. Maas! (cz.1 i 2.)





Królestwo Popiołów
Sarah J. Maas
Wydawnictwo Uroboros
Data wydania: 24.04/15.05.2019r.
Liczba stron: 1246
 

Nie wierzę. Skończyłam.
Właśnie skończyłam swoją przygodę z tą fantastyczną serią i naprawdę... brak mi słów. Nie wiem od czego zacząć. Nie umiem pozbierać moich myśli. Mam naprawdę wiele do powiedzenia, nie wiem gdzie zacząć, żeby to wszystko miało sens.

Ta ostatnia część... była po prostu świetna. Chociaż nie akceptuję łamania mojego serca podczas czytania. Kurczę ci wszyscy bohaterowie... tak się zżyłam z nimi, z ich historiami, że moje serce mnie zaczyna boleć. Oczy mi zaczynają łzawić w tym momencie, gdy piszę. Że to już koniec. Nie dostanę więcej ich historii. Ale naprawdę w duchu się modlę, że Sarah dopisze jakieś króciutkie nowelki. No dobra, może to nie ma sensu. Ale mi mało. Tęsknię. :'(

Zdaję sobie sprawę, że jak będę pisać jakiekolwiek imię, to możecie się zczaić, że ten ktoś żyje. :D A chyba zdajecie sobie sprawę, że ktoś pewnie umarł podczas tej wojny. Chociaż zastanawiam się czy Sarah nie zrobiła tego pod wpływem fanów. Bo każdy prawie mówił, że powinna kogoś uśmiercić. Moje serce się łamie. Znowu.

Nie płakałam. Chociaż wiele osób wiem, że tak. Jednak był jeden moment kiedy poleciały mi dwie łezki. Tak naprawdę to był moment, który wiedziałam, że się stanie, bo sobie go niechcący zaspojlerowałam. Rozumiecie? Unikałam tyle czasu spojlerów i nagle przypadkowo ktoś na grupie na fb nie dał hasztagu spojler i samo mi się przeczytało. Ale mimo to, mimo że mnie to bolało i tak się wzruszyłam. Bo nie dało się inaczej.

Muszę powiedzieć jak ta seria na mnie wpłynęła. Nie tylko pokazała piękny świat. Ale również tę jego najgorszą stronę. Zło. Ale aż mi się płakać chce na myśl jak Sarah pokazała WALKĘ ze złem. Pokazała jak każdy z bohaterów miał taką wielką nadzieję, że nic jej nie zdołało zabić. Patrzę na siebie. Ja bym łatwo odpuściła nadzieję. A oni, dosłownie, kiedy naprawdę nie było nadziei... oni ją mieli. I to im się popłaciło. To niesamowite, jak Sarah właśnie w takich momentach, które niby nic nie znaczą, pokazuje prawdziwość życiową. Że nadzieja po prostu robi wszystko. Że marzenia się spełniają, właśnie, gdy tę nadzieję posiadasz. To jest niesamowite.

Każdy z bohaterów to moja inspiracja. Wszyscy byli tacy silni, mądrzy i mieli taką determinację. Za wszelką cenę walczyli o dobry świat. O piękny świat. Walczyli o własne szczęście. Byli odważni. Odważni poza moje pojęcie. Nie mam pojęcia jak oni mieli taką odwagę. Kocham ich za to. Mówię wam, tak się z nimi z żyłam, że czuję jakby byli moją rodziną. Kocham ich. Cierpiałam za nich. Cierpiałam z nimi. Moje serce się łamało, gdy sami w siebie wątpili. I mieli chwile zwątpienia. I kochałam chwile, kiedy się spotykali. Po prostu... kochałam te chwile, że aż się histerycznie śmiałam z radości gdy się spotykali.





SPOJLERY!

SPOJLERY! do końca postu


Teraz będę pisała luźno, ponieważ muszę się wygadać.
Pisałam o odwadze bohaterów. Piszę i tutaj. Bo nie mam pojęcia jak Aelin była w stanie przejść przez ten horror z Maeve. Jak czytałam jak łamali jej kości, co robili... że dostała nową skórę? To jak cierpiała, gdy chciała, żeby ktoś ściągnął tę głupią maskę, kajdany.
Nie mam pojęcia jak Dorian miał odwagę polecieć do Morath. On, który sam miał obrożę na szyi. Jaką miał odwagę by polecieć do piekła. I jaki był sprytny, przebiegły. Mądry. Jaką miał determinację, że nabył właściwości przemiany w cokolwiek chciał. Nie mam pojęcia jak Aedion miał odwagę i jaki heroizm! Jak on mógł to mieć w obliczu takiej porażki? Aediona naprawdę podziwiam.

Aedion i Lysandra. Nie podobała mi się jego postawa wobec Lysandry. Nie potrafił rozumieć co ona poświęcała. Jaka była wierna Aelin. Scena, gdy wywalił ją nagą na śnieg... nope. Jego ostre słowa.. Ale potem kiedy w końcu sobie wybaczyli... zobaczyłam piękną, czystą miłość. Potrzebę tej drugiej osoby. Ich miłość... nie mogę... przepiękna więź.

Lorcan i Elide. Jej postawa była dla mnie całkowicie usprawiedliwiona. Zgadzałam się z nią w 100%, miałam już dość Lorcana, chciałam, żeby się od niej odczepił. On czołgał się do Maeve w 5. tomie. Nie wybaczyłam mu. Ona też. Do momentu, kiedy dowiedziałam się, że w rzeczywistości było inaczej. Ciężko mi było zmienić tak nagle moją niechęć do niego w coś odwrotnego. Elide też było ciężko. Dlatego Sarah super to zrobiła w delikatny sposób, ten proces leczenia. Zmieniania perspektywy wobec Lorcana. Aż w końcu... To rozkwitło. I właśnie. Ta scena, kiedy Lorcan prawie zmarł. I nikogo jakoś nie za bardzo to obchodziło, żeby go poszukać. A Elide ryzykowała życie. Mogła utonąć. Kiedy wszyscy uciekali, ona parła na przód, by go znaleźć, co było prawie nie możliwe. Ale znowu: nadzieja. Miała ją. I go znalazła. I potem jak biegli na koniu, jego słowa, jej postawa... Przepiękna scena w tej książce. Moje serce się ścisnęło.
Jednak wkurzyła mnie postawa Rowana, Aelin, Fenrysa i Gavriela. I wszystkich. Nawet nie pomyśleli, żeby zrobić cokolwiek, by go poszukać. Mieli tyle możliwości. Mieli wyverny, ruk, mogli szybciej polecieć, niż Elide na koniu biec. Ale nie. Ale gdyby to Rowan tam był, Aelin poruszłaby niebo i ziemię, by go znaleźć. Złamało mi to serce, że nie przejmowali się Lorcanem na tyle, by ruszyć zasrane mózgi. Przepraszam za słowo, ale to naprawdę mnie wkurzyło. I to jak puścili tam Elide, na rychłą śmierć. Mieliby już dwie dusze na sumieniu, nie jedną...

Manon i Dorian. To moja ulubiona para. Nie, moją ulubioną parą nie jest Aelin i Rowan. Moją ulubioną parą jest Manon i Dorian.
Dorian. Moje serce pękało, gdy przez połowę książki tak się źle oceniał. Przypominał mi Chaola z Wieży świtu, on miał te same myśli wtedy. Dorian ciągle myślał, że jest nie potrzebny. Że to on powinien się poświęcić dla klucza, bo jest nic nie warty. On tyle przeżył, kochany Dorian, tyle wycierpiał, że nie mogłam tego czytać. I miał taką determinację. Niesamowicie się bałam, gdy był w Morath. Tak się bałam, że coś mu się stanie. A on wykiwał wszystkich. Maeve, Erawana i samego czytelnika. Gdy rozwalił wszystko za sobą, śmiałam się histerycznie. Brawo Dorian! Jesteś cudowny, widzisz? On jest niesamowity, jednym z moich ulubionych bohaterów.

Manon. Ona też, moja ulubiona bohaterka w tej książce. Ona jest taka silna, niczego się nie boi, bierze sprawy w swoje ręce. Jest sobą cały czas. I jej zależy. Ma tak naprawdę miękkie serce. Zrobiła niemożliwe, razem złączyła wiedźmy Crochan i Ironteeth. Została królową. Jej bitwa.. niesamowita. Złamało mi serce scena, gdy 13. ... się poświęciła. Właśnie tę scenę sobie zaspojlerowałam, ale to było okropne. Widzieć jak lecą tak odważnie; wiedziały wszystkie, że lecą na śmierć i nie było w nich żadnego strachu. To jak Asterin, ostatnia, która zaraz miała polec się poświęciła i w końcu jak wszystkie swoim blaskiem rozwaliły wieżę. To jak Manon cierpiała niesamowicie mnie bolało i boli do teraz. Tutaj mi poleciało troszkę łez. Bo była tak zżyta z nimi, to była jej rodzina i została całkiem jak palec. Podziwiam ją za to, że mimo to dalej walczyła z wiedźmami, dalej walczyła mimo takiego bólu. Nie mogę tego pojąć.

Ona i Dorian. Kocham ich więź. Chociaż oboje do samego końca nie byli gotowi słownie przyznać przed sobą swoich uczuć, to jednak widać to było. Sama Yrene w końcu im to powiedziała. Ożeńcie się! <3 Kocham tę scenę. Haha i słowa Manon: Zobaczymy. No po prostu to cała ona. Oboje zasługują na siebie. Tworzą niesamowitą parę, zależy im na sobie tak mocno i chce dla nich szczęścia. Chcę żeby się ożenili. <3

Niesamowicie mi się nie podoba kolejna śmierć. Okej, 13., mimo wielkiego cierpienia, niech będzie. Ale nie Gavriel. Mówił jak bardzo żałuje lat, kiedy nie mógł być z Aedionem. Żałował bardzo, był niesamowicie smutny. Aedion chciał swojego ojca poznać, dać mu szansę. Jak Sarah mogła im to odebrać? Wystarczyłaby śmierć 13. Nie mogłam znieść myśli, że Aedionowi została odebrana szansa poznania swojego ojca. I Gavrielowi poznania swojego syna. Tak bardzo tego pragnęli, nie mogę przeżałować, że Sarah tak to poprowadziła. Tym bardziej, że Aedion powtarzał tyle razy, że Gavriel nie musiał wychodzić poza bramę, by ją zamknąć. Mógł zostać w środku. Dlaczego ten głupi Gavriel przekroczył tę bramę? Chciał się zabić? Być jakimś herosem? Mógł zostać i żyć! Naprawdę tego nie rozumiem.

Cieszę się ze sceny kiedy Aelin latała pomiędzy światami. I oczywiście przeleciała przez.... Prythian! Czy też to ktoś załapał? Omg to było tak niesamowite, że tę scenę czytałam co najmniej 5 razy. Jak, Rhys jej pomógł. To było niesamowite. I właśnie przed chwilą też widziałam jak ktoś zauważył coś jeszcze. Przeleciała też przez świat, gdzie miasto było położone nad rzeką, a budynki były tak wysokie, że sięgały nieba. Jak wiecie, Sarah ma mieć nową książkę Crescent City, która ma mieć miejsce w dzisiejszym świecie. I to właśnie chyba był ten świat! Niesamowite to było.

Oczywiście domyślałam się zakończenia, wiedziałam, że Aelin nie może umrzeć, ale jakoś te klucze i ta brama muszą oczywiście porwać czyjeś życie. Nawet nie wiecie jak bardzo się bałam, że to może być Dorian. Na szczęście, na szczęście, przeżył.

Wiecie czasami mnie to wkurzało. Że Aelin czasami została wywyższana. Nie zrozumcie mnie źle, naprawdę ją lubię jako bohaterkę. Ale naprawdę ciągle podkreślali, jakie to ona nie ma moce, co ona nie potrafi zrobić. A Dorian? Dorian BYŁ silniejszy jeśli chodzi o moce. On miał wszystko. Ona miała tylko ogień. On rozwalił Morath. I zrobił wiele innych rzeczy. I smutno mi było, że wiele osób w książce o tym zapominało. On naprawdę był silny. Też mógł skończyć Maeve. Więc nie zapominajmy o nim.


KONIEC SPOJLERÓW!

No, to chyba wystarczy. Rozgadałam się, że ho, ho. Naprawdę uwielbiam tę serię i zawsze będzie w moim sercu. Szczególnie bohaterowie. <3

NAJLEPSZE CYTATY!

 "You have been brave. You have been very brave, for so very long.
But you must be brave a little while longer, my Fireheart.
You must be brave a little while longer, and remember...
Her mother placed a phantom hand over Aelin’s heart.
It is the strength of this that matters. No matter where you are, no matter how far, this will lead you home."


"I hope that your dreams, whatever they may be, come true. I hope you persue those dreams with your whole heart; I hope you work toward them no matter how long it takes, no matter how unlikely the odds. Believe in yourself, even if it feels that the world does not. Believe in yourself, and it will carry you farther than you could imagine. You can make it. You will make it."





9 komentarzy:

  1. moja ulubiona para jest taka sama! wiesz co, ja jestem bardzo usatysfakcjonowana takim zakończeniem, spodziewałam się prawdziwie krwawej jatki w stylu Martina, a jednak.. :p pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, no na szczęście właśnie jest tak jak jest i jestem zadowolona. :)

      Usuń
  2. Jezuuu a ja jestem na 3 częsci tej serii i muszę doczytać. Ale najpierw musze się z zaległościami uwinąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam dokończyć! Dużo się dzieje i piękny świat. <3

      Usuń
  3. Ja pierwsze cztery tomy przeczytałam w ponad tydzień, a od tego czasu nie nadrobiłam kolejnych. XD Musi to się zmienić. ;D

    Jools and her books

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejku to faktycznie cię wzięło! Nie zapomnij kontynuować, zrób to bo naprawdę warto. :)

      Usuń
  4. Ostatnio czytam wiele recenzji na jej temat :)
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu to wielki finałowy tom, to ludzie się ekscytują. :D

      Usuń

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia