Światło, które utraciliśmy - Jill Santopolo




Światło, które utraciliśmy
Jill Santopolo 
Wydawnictwo Otwarte
Data wydania: 05.07.2017r.
Liczba stron: 352

"Światło, które utraciliśmy" odkładałam ponad rok, mimo tego, że opinie są zadowalające i  wiele dobrych słów się oczytałam na jej temat. Emocjonalna, piękna.
Teraz, po przeczytaniu, jestem w rozsypce i czuję się rozszarpana, ponieważ nie wiem, co powiedzieć co czuję. Trochę jestem zawiedziona. Dlatego, że autorka w zakończeniu poszła na łatwiznę. Napisała historię, w której każda decyzja byłaby zła, więc aby uniknąć wyboru, zrobiła takie coś. Jestem mega wkurzona. Ale o co chodzi?

Z opisu wiemy, że Lucy przeżyła wielką miłość z Gabem. Ludzie, jak czytałam ich przepiękną, tak silną więź... tak szczerą i nierozerwalną... ich relacja dała mi nadzieję, że taka miłość może istnieć. Nie mogę w słowach wyrazić tego, jak piękne było ich uczucie, jak intensywne. To wymarzona miłość każdego, kto tylko pragnie doświadczyć prawdziwej i rozkwitającej miłości aż po śmierć.

Gabe jednak nie jest szczęśliwy. Miłość widocznie to nie wszystko, ponieważ marzenia również wzywają. I tutaj chcę się zatrzymać. Gabe wybiera pracę. Nie mógł pójść na kompromis. Bo był szczęśliwy z Lucy ale nieszczęśliwy sam z sobą, ponieważ nie mógł spełniać marzeń. Rozumiem to poczucie niespełnienia, bo sama go posiadam. To ciągłe poczucie, że twoje marzenie się nie może spełnić, że masz wszystko jednak czegoś ci brakuje w środku, ta dziura, która wypełnia twoją pierś i nawet wielkie bogactwa i szczęście tego nie wypełni. Tą dziurę trzeba wypełnić. Czuje się przymus, ciągłe oczekiwanie i niedosyt.
Jednak byłam niesprawiedliwa. I dalej trochę jestem.
JAK mógł zostawić taką wielką, piękną miłość, która zdarza się raz na milion?
Rozumiem, ale i nie rozumiem.
Patrząc na Gabe'a i na losy Lucy, widać gołym okiem, że takiego uczucia nie da się po prostu wyrzucić i o nim zapomnieć. Ta więź dalej jest.
Jednak przecież Lucy nie będzie wiecznie sama, skoro Gabe jest na drugim końcu świata, prawda?
Nawet nie wiecie jak to bolało.

Tak książka daje do myślenia, jeśli chodzi o życiowe sprawy. Miłość, wybory. Co ważniejsze? W przypadku Gabe, widzimy, że jednak również nie do końca był potem szczęśliwy, gdy wybrał pracę. Nie wiadomo co wybrać. Może mógł po prostu zostać i się pomęczyć. A może to Lucy powinna pójść z nim, by mogli być razem i żyć szczęśliwie? Lucy również zadawała sobie te pytania. I chyba nie ma tu dobrej odpowiedzi.
Tak samo jak nie ma dobrego wyboru.

Stara miłość nigdy nie rdzewieje.
Sytuacja Lucy jest teraz jasna. Ma rodzinę. Pracę. Pieniądze. Jednak czy możemy ją winić, że tęskni za Gabem? Ja nie mogłam. Jednak czułam też, że Darren, jej mąż, również był poszkodowany, choć nieświadomie. Nie był jej prawdziwą miłością, chociaż go kochała. Był dobry. Wymarzony facet. Jednak miał wady. Gabe miał wady. I cieszę się, że autorka poprzez Lucy nam to pokazała, że oboje są niesamowitymi ludźmi, ale mają wady. Jeden zbyt egoistyczny, drugi zwala na ciebie rolę matki gosposi. Nie umiałam wybrać stron. Nie jestem ani #teamdarren ani #teamgabe. Ponieważ ta sytuacja jest trudna. Lucy staje przed wyborem.
W końcu jestem bliska, by dowiedzieć się, co Lucy wybierze. Kogo. Jak się to potoczy. KTO ucierpi? Bo ktoś cierpieć musi. Tutaj każda decyzja jest tragiczna.
Ale autorka postanowiła pójść na łatwiznę.

Zrzuciła podjęcie decyzji na los/przeznaczenie, czy co tam chcecie nazwać. Dlatego jestem taka wkurzona. Książka była dobra, choć nie ma tu akcji. To taki pamiętnik Lucy. A raczej opowiadanie skierowane do Gabe'a. Opowiada o swoim prostym życiu. Co się dzieje. Tak naprawdę nie ma tu nic ciekawego, ale emocje są.
I co? By dodać goryczy najlepiej dać takie zakończenie. Aż chcę krzyczeć, taka jestem wkurzona. Bo decyzji nie podjęła. A zależało mi na tym. Autorka sama nie wiedziała, co zrobić, to zrobiła takie coś. Co w tym przypadku nie wydaje się być zdziwieniem, ze względu na okoliczności, ale co, wyjątku nie może być??? Nie wiem jak mogła to zrobić. Nie umiem teraz ocenić tej książki.Lucy decyzji nie podjęła, bo los się tym zajął. Tak nie powinno być.

Tę historię polecam każdemu, to nie tak, że to, że mnie zakończenie nie zadowoliło to macie jej nie czytać. Wam pewnie też się nie spodoba. Ale tu chodzi o historię i emocje. Ja po prostu nic nie mogę poradzić, że czuję złość i smutek. Bo chciałam inne zakończenie, ale cóż nie mogę dostać wszystkiego, czego zapragnę. 

NAJLEPSZE CYTATY!

"To właśnie miłość. Sprawia, że człowiek czuje się nieskończony i niezwyciężony, jakby cały świat stanął przed nim otworem. Niestraszne mu żadne przeszkody, a każdy dzień jest pełen cudów. Może dzieje się tak wtedy, kiedy otwieramy się na innych i wpuszczamy ich do naszego wnętrza. A może głęboka troska o ukochaną osobę sprawia, że serce się rozrasta."

"Chyba o to chodzi, żeby zostawić po sobie ślad, dokonać czegoś ważnego. Zmienić świat na lepsze."

"Nazwałabym nas podwójną gwiazdą (...). Orbitujemy wokół siebie."


  
Czytaj dalej »

Serce ze szkła - Emma Scott. HIT czy KIT?





Serce ze szkła
Emma Scott
Wydawnictwo Filia
Data wydania: 07.06.2017r.
Liczba stron: 448


Serce ze szkła to książka, która była na moim radarze od dłuższego czasu. Niekoniecznie łatwa tematyka, ale za to bardzo emocjonalna historia, która wyciska łzy. A przynajmniej powinna.

Jedne z wyciskaczy łez i zarazem przepiękne książki jakie przeczytałam to oczywiście "Promyczek", nie wiem czy tu kogoś zaszokowałam i również "Zanim się pojawiłeś". Więc nastawiałam się na wiele przy tej książce i szczerze mówiąc.. nie było tych emocji, nie odczuwałam ich aż tak.

Kacey jest trochę dla mnie bezbarwna. Jest osobą, która nie radzi sobie z tym, w jakim miejscu życiowym jest, jest członkinią wielkiego rockowego zespołu, który podbija świat, jednak ona sobie nie radzi z tym wszystkim. Więc zatapia problemy alkoholem. Jonah to kierowca limuzyny, który musi naszą Kacey zawieźć do hotelu, bo jest pijana tak, że można z nią robić co się chce. Jednak hotel zamknięty, więc zawozi ją do swojego domu. I tak się zaczyna ich historia.

Więc po pierwsze, po dwóch dniach i taka więź? Coś tego nie widzę. Kacey nie ma problemu w zawieraniu szybkich i bliskich znajomości z nieznajomymi, ale po prostu to było nienaturalne jak ta dwójka szybko na poziomie emocjonalnym się z sobą związała.
Potem już mamy rozprzestrzenienie w czasie, ale mało się działo. Ciężko mi się czytało z rozdziału na rozdział bo wszystko to było takie zwykłe i normalne. To było takie typowo życiowe każdego człowieka i wiem też, że autorce o to chodziło. Bo chłopak umiera. I zazwyczaj każdy ma swoje "bucket list" i chce robić mega super rzeczy, skakać z samolotu, podróżować itp. To jest mega, ale nasz bohater, Jonah wcale tego nie chce. On chce po prostu wykorzystać ten czas, na wykonanie szklanej instalacji, by pozostawić po sobie jakiś ślad, gdy go już nie będzie. No i żyć z dnia na dzień.  I to robi. Także wiem, że to było wymierzone, ale często się nudziłam, ale może nie. Nie nudziłam, bo czytałam dalej, ale po prostu nie wywoływało to we mnie żadnych uczuć. Czytałam jakbym czytała informacje o pogodzie. Albo nudną książkę do historii. Czy biologii. Zależy co NIE lubicie. :D

Moim największym problemem było tłumaczenie. Ale może oryginał taki też jest nie wiem. Chcę tylko powiedzieć, że zdania są w tej książce strasznie krótkie! Mają po 3,4,5 wyrazy, są takie krótkie i od razu kropki i kolejne zdanie i ciężko mi się to czytało. Czy nie można było dać przecinka tu i tam, by zdania były dłuższe, bardziej ciągłe i płynne? Bo czytało mi się to tak ciężko... 
Kolejna rzecz to powtórzenia. Przykład z książki: "Jesteśmy spokrewnieni. Jesteśmy braćmi. Jestem twoim bratem". Okej... zrozumiałam za pierwszym razem oki? Nie musisz powtarzać tego trzy razy. I to nie był jednorazowy przykład, to było w każdym dialogu, powtarzanie tej samej rzeczy tylko w innych wyrazach w JEDNEJ wypowiedzi. Męczące jak nie wiem.

Zakończenie... cały czas miałam w głowie inny scenariusz, ale oczywiście stało się to, co miało się stać. Ale autorka nie przygotowała mnie na to na tyle, bym czuła emocje. Dwa razy przy końcu miałam łzy w oczach ale je łatwo powstrzymałam. Były i ich nie było. Koniec. Myślę, że nie do końca zdawałam sobie sprawę z powagi sytuacji, ale też autorka nie dała mi za bardzo źródeł bym tę powagę czuła, albo tak to po prostu odebrałam, nie wiem. Nie zmienia to jednak faktu, że troszeczkę jestem rozczarowana, bo książka była dobra ale to tyle. Nie umiem się nią ekscytować i już tak nie myślę nawet o niej. Niestety.



Czytaj dalej »

Królestwo Popiołów - finał serii Szklanego tronu Sarah J. Maas! (cz.1 i 2.)





Królestwo Popiołów
Sarah J. Maas
Wydawnictwo Uroboros
Data wydania: 24.04/15.05.2019r.
Liczba stron: 1246
 

Nie wierzę. Skończyłam.
Właśnie skończyłam swoją przygodę z tą fantastyczną serią i naprawdę... brak mi słów. Nie wiem od czego zacząć. Nie umiem pozbierać moich myśli. Mam naprawdę wiele do powiedzenia, nie wiem gdzie zacząć, żeby to wszystko miało sens.

Ta ostatnia część... była po prostu świetna. Chociaż nie akceptuję łamania mojego serca podczas czytania. Kurczę ci wszyscy bohaterowie... tak się zżyłam z nimi, z ich historiami, że moje serce mnie zaczyna boleć. Oczy mi zaczynają łzawić w tym momencie, gdy piszę. Że to już koniec. Nie dostanę więcej ich historii. Ale naprawdę w duchu się modlę, że Sarah dopisze jakieś króciutkie nowelki. No dobra, może to nie ma sensu. Ale mi mało. Tęsknię. :'(

Zdaję sobie sprawę, że jak będę pisać jakiekolwiek imię, to możecie się zczaić, że ten ktoś żyje. :D A chyba zdajecie sobie sprawę, że ktoś pewnie umarł podczas tej wojny. Chociaż zastanawiam się czy Sarah nie zrobiła tego pod wpływem fanów. Bo każdy prawie mówił, że powinna kogoś uśmiercić. Moje serce się łamie. Znowu.

Nie płakałam. Chociaż wiele osób wiem, że tak. Jednak był jeden moment kiedy poleciały mi dwie łezki. Tak naprawdę to był moment, który wiedziałam, że się stanie, bo sobie go niechcący zaspojlerowałam. Rozumiecie? Unikałam tyle czasu spojlerów i nagle przypadkowo ktoś na grupie na fb nie dał hasztagu spojler i samo mi się przeczytało. Ale mimo to, mimo że mnie to bolało i tak się wzruszyłam. Bo nie dało się inaczej.

Muszę powiedzieć jak ta seria na mnie wpłynęła. Nie tylko pokazała piękny świat. Ale również tę jego najgorszą stronę. Zło. Ale aż mi się płakać chce na myśl jak Sarah pokazała WALKĘ ze złem. Pokazała jak każdy z bohaterów miał taką wielką nadzieję, że nic jej nie zdołało zabić. Patrzę na siebie. Ja bym łatwo odpuściła nadzieję. A oni, dosłownie, kiedy naprawdę nie było nadziei... oni ją mieli. I to im się popłaciło. To niesamowite, jak Sarah właśnie w takich momentach, które niby nic nie znaczą, pokazuje prawdziwość życiową. Że nadzieja po prostu robi wszystko. Że marzenia się spełniają, właśnie, gdy tę nadzieję posiadasz. To jest niesamowite.

Każdy z bohaterów to moja inspiracja. Wszyscy byli tacy silni, mądrzy i mieli taką determinację. Za wszelką cenę walczyli o dobry świat. O piękny świat. Walczyli o własne szczęście. Byli odważni. Odważni poza moje pojęcie. Nie mam pojęcia jak oni mieli taką odwagę. Kocham ich za to. Mówię wam, tak się z nimi z żyłam, że czuję jakby byli moją rodziną. Kocham ich. Cierpiałam za nich. Cierpiałam z nimi. Moje serce się łamało, gdy sami w siebie wątpili. I mieli chwile zwątpienia. I kochałam chwile, kiedy się spotykali. Po prostu... kochałam te chwile, że aż się histerycznie śmiałam z radości gdy się spotykali.





SPOJLERY!

SPOJLERY! do końca postu


Teraz będę pisała luźno, ponieważ muszę się wygadać.
Pisałam o odwadze bohaterów. Piszę i tutaj. Bo nie mam pojęcia jak Aelin była w stanie przejść przez ten horror z Maeve. Jak czytałam jak łamali jej kości, co robili... że dostała nową skórę? To jak cierpiała, gdy chciała, żeby ktoś ściągnął tę głupią maskę, kajdany.
Nie mam pojęcia jak Dorian miał odwagę polecieć do Morath. On, który sam miał obrożę na szyi. Jaką miał odwagę by polecieć do piekła. I jaki był sprytny, przebiegły. Mądry. Jaką miał determinację, że nabył właściwości przemiany w cokolwiek chciał. Nie mam pojęcia jak Aedion miał odwagę i jaki heroizm! Jak on mógł to mieć w obliczu takiej porażki? Aediona naprawdę podziwiam.

Aedion i Lysandra. Nie podobała mi się jego postawa wobec Lysandry. Nie potrafił rozumieć co ona poświęcała. Jaka była wierna Aelin. Scena, gdy wywalił ją nagą na śnieg... nope. Jego ostre słowa.. Ale potem kiedy w końcu sobie wybaczyli... zobaczyłam piękną, czystą miłość. Potrzebę tej drugiej osoby. Ich miłość... nie mogę... przepiękna więź.

Lorcan i Elide. Jej postawa była dla mnie całkowicie usprawiedliwiona. Zgadzałam się z nią w 100%, miałam już dość Lorcana, chciałam, żeby się od niej odczepił. On czołgał się do Maeve w 5. tomie. Nie wybaczyłam mu. Ona też. Do momentu, kiedy dowiedziałam się, że w rzeczywistości było inaczej. Ciężko mi było zmienić tak nagle moją niechęć do niego w coś odwrotnego. Elide też było ciężko. Dlatego Sarah super to zrobiła w delikatny sposób, ten proces leczenia. Zmieniania perspektywy wobec Lorcana. Aż w końcu... To rozkwitło. I właśnie. Ta scena, kiedy Lorcan prawie zmarł. I nikogo jakoś nie za bardzo to obchodziło, żeby go poszukać. A Elide ryzykowała życie. Mogła utonąć. Kiedy wszyscy uciekali, ona parła na przód, by go znaleźć, co było prawie nie możliwe. Ale znowu: nadzieja. Miała ją. I go znalazła. I potem jak biegli na koniu, jego słowa, jej postawa... Przepiękna scena w tej książce. Moje serce się ścisnęło.
Jednak wkurzyła mnie postawa Rowana, Aelin, Fenrysa i Gavriela. I wszystkich. Nawet nie pomyśleli, żeby zrobić cokolwiek, by go poszukać. Mieli tyle możliwości. Mieli wyverny, ruk, mogli szybciej polecieć, niż Elide na koniu biec. Ale nie. Ale gdyby to Rowan tam był, Aelin poruszłaby niebo i ziemię, by go znaleźć. Złamało mi to serce, że nie przejmowali się Lorcanem na tyle, by ruszyć zasrane mózgi. Przepraszam za słowo, ale to naprawdę mnie wkurzyło. I to jak puścili tam Elide, na rychłą śmierć. Mieliby już dwie dusze na sumieniu, nie jedną...

Manon i Dorian. To moja ulubiona para. Nie, moją ulubioną parą nie jest Aelin i Rowan. Moją ulubioną parą jest Manon i Dorian.
Dorian. Moje serce pękało, gdy przez połowę książki tak się źle oceniał. Przypominał mi Chaola z Wieży świtu, on miał te same myśli wtedy. Dorian ciągle myślał, że jest nie potrzebny. Że to on powinien się poświęcić dla klucza, bo jest nic nie warty. On tyle przeżył, kochany Dorian, tyle wycierpiał, że nie mogłam tego czytać. I miał taką determinację. Niesamowicie się bałam, gdy był w Morath. Tak się bałam, że coś mu się stanie. A on wykiwał wszystkich. Maeve, Erawana i samego czytelnika. Gdy rozwalił wszystko za sobą, śmiałam się histerycznie. Brawo Dorian! Jesteś cudowny, widzisz? On jest niesamowity, jednym z moich ulubionych bohaterów.

Manon. Ona też, moja ulubiona bohaterka w tej książce. Ona jest taka silna, niczego się nie boi, bierze sprawy w swoje ręce. Jest sobą cały czas. I jej zależy. Ma tak naprawdę miękkie serce. Zrobiła niemożliwe, razem złączyła wiedźmy Crochan i Ironteeth. Została królową. Jej bitwa.. niesamowita. Złamało mi serce scena, gdy 13. ... się poświęciła. Właśnie tę scenę sobie zaspojlerowałam, ale to było okropne. Widzieć jak lecą tak odważnie; wiedziały wszystkie, że lecą na śmierć i nie było w nich żadnego strachu. To jak Asterin, ostatnia, która zaraz miała polec się poświęciła i w końcu jak wszystkie swoim blaskiem rozwaliły wieżę. To jak Manon cierpiała niesamowicie mnie bolało i boli do teraz. Tutaj mi poleciało troszkę łez. Bo była tak zżyta z nimi, to była jej rodzina i została całkiem jak palec. Podziwiam ją za to, że mimo to dalej walczyła z wiedźmami, dalej walczyła mimo takiego bólu. Nie mogę tego pojąć.

Ona i Dorian. Kocham ich więź. Chociaż oboje do samego końca nie byli gotowi słownie przyznać przed sobą swoich uczuć, to jednak widać to było. Sama Yrene w końcu im to powiedziała. Ożeńcie się! <3 Kocham tę scenę. Haha i słowa Manon: Zobaczymy. No po prostu to cała ona. Oboje zasługują na siebie. Tworzą niesamowitą parę, zależy im na sobie tak mocno i chce dla nich szczęścia. Chcę żeby się ożenili. <3

Niesamowicie mi się nie podoba kolejna śmierć. Okej, 13., mimo wielkiego cierpienia, niech będzie. Ale nie Gavriel. Mówił jak bardzo żałuje lat, kiedy nie mógł być z Aedionem. Żałował bardzo, był niesamowicie smutny. Aedion chciał swojego ojca poznać, dać mu szansę. Jak Sarah mogła im to odebrać? Wystarczyłaby śmierć 13. Nie mogłam znieść myśli, że Aedionowi została odebrana szansa poznania swojego ojca. I Gavrielowi poznania swojego syna. Tak bardzo tego pragnęli, nie mogę przeżałować, że Sarah tak to poprowadziła. Tym bardziej, że Aedion powtarzał tyle razy, że Gavriel nie musiał wychodzić poza bramę, by ją zamknąć. Mógł zostać w środku. Dlaczego ten głupi Gavriel przekroczył tę bramę? Chciał się zabić? Być jakimś herosem? Mógł zostać i żyć! Naprawdę tego nie rozumiem.

Cieszę się ze sceny kiedy Aelin latała pomiędzy światami. I oczywiście przeleciała przez.... Prythian! Czy też to ktoś załapał? Omg to było tak niesamowite, że tę scenę czytałam co najmniej 5 razy. Jak, Rhys jej pomógł. To było niesamowite. I właśnie przed chwilą też widziałam jak ktoś zauważył coś jeszcze. Przeleciała też przez świat, gdzie miasto było położone nad rzeką, a budynki były tak wysokie, że sięgały nieba. Jak wiecie, Sarah ma mieć nową książkę Crescent City, która ma mieć miejsce w dzisiejszym świecie. I to właśnie chyba był ten świat! Niesamowite to było.

Oczywiście domyślałam się zakończenia, wiedziałam, że Aelin nie może umrzeć, ale jakoś te klucze i ta brama muszą oczywiście porwać czyjeś życie. Nawet nie wiecie jak bardzo się bałam, że to może być Dorian. Na szczęście, na szczęście, przeżył.

Wiecie czasami mnie to wkurzało. Że Aelin czasami została wywyższana. Nie zrozumcie mnie źle, naprawdę ją lubię jako bohaterkę. Ale naprawdę ciągle podkreślali, jakie to ona nie ma moce, co ona nie potrafi zrobić. A Dorian? Dorian BYŁ silniejszy jeśli chodzi o moce. On miał wszystko. Ona miała tylko ogień. On rozwalił Morath. I zrobił wiele innych rzeczy. I smutno mi było, że wiele osób w książce o tym zapominało. On naprawdę był silny. Też mógł skończyć Maeve. Więc nie zapominajmy o nim.


KONIEC SPOJLERÓW!

No, to chyba wystarczy. Rozgadałam się, że ho, ho. Naprawdę uwielbiam tę serię i zawsze będzie w moim sercu. Szczególnie bohaterowie. <3

NAJLEPSZE CYTATY!

 "You have been brave. You have been very brave, for so very long.
But you must be brave a little while longer, my Fireheart.
You must be brave a little while longer, and remember...
Her mother placed a phantom hand over Aelin’s heart.
It is the strength of this that matters. No matter where you are, no matter how far, this will lead you home."


"I hope that your dreams, whatever they may be, come true. I hope you persue those dreams with your whole heart; I hope you work toward them no matter how long it takes, no matter how unlikely the odds. Believe in yourself, even if it feels that the world does not. Believe in yourself, and it will carry you farther than you could imagine. You can make it. You will make it."





Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia